Plebiscyt Kobiet Ekonomii Społecznej
Barbara Siorek – prezes Fundacji Miłosierdzie im. Jerzego Lewickiego w Ropczycach w rozmowie z Ewą Lewandowską opowiada o misji Fundacji Miłosierdzie, którą wytrwale realizuje każdego dnia oraz wspomina profesora Lewickiego.

Harmonia duszy i ciała

Kim był dla Pani Jerzy Lewicki?

– Początkowo był tylko sąsiadem, który codziennie przychodził do mojej restauracji (Malagi) na obiady. Ale z czasem stał się przyjacielem, z którym często rozmawialiśmy o życiu, pracy, miejscach, zdarzeniach. Był on już wtedy emerytowanym profesorem nauk technicznych. Mieszkał sam. Gdy po kilkudniowej nieobecności profesora w restauracji, znalazłam go w domu zalanego krwią w ciężkim stanie, zrozumiałam, że potrzebuję on opieki i wsparcia. Niestety pan Jerzy nie chciał skorzystać z pomocy opieki społecznej. Zaufał mi, a ja postanowiłam mu pomoc. Dbałam o niego jak o swojego dziadka. Był wtedy bardzo szczęśliwy i wdzięczny za wszystko. Z nieufnego człowieka stał się bardzo otwarty. Był prawdziwym dżentelmenem z wielką klasą. Takich naprawdę już nie ma. Nawet w chorobie potrafił zachować się taktownie i z szacunkiem dla drugiego człowieka. Niestety z czasem pogodzenie opieki nad profesorem z moją pracą zawodową stawało się coraz trudniejsze. Mimo wszelkich wysiłków i ja musiałam poprosić o pomoc. Założyłam Fundację i postanowiłam zatrudnić osobę, która zajęła się panem Lewickim. Sama oczywiście nadal w miarę możliwości go odwiedzałam.

Pan Jerzy zainspirował Panią do dalszych działań?

– Gdy pan Jerzy umarł, zrozumiałam jak wielką radość daje mi pomaganie drugiej osobie. Czułam, że jestem na właściwym miejscu i że chce iść tą drogą. Myślę, że Profesor dał mi więcej niż ja jemu. Chociaż ta śmierć nie była dla mnie łatwa i długo w sercu nosiłam smutek i tęsknotę, to wiedziałam, że chcę pomagać osobom starszym, którym przyszło mierzyć się z chorobami i trudnościami życia. Wiadomo, że aby to robić niezbędne jest zaplecze finansowe. Wpadłam więc na pomysł, że otworzę działalność, która będzie zajmowała się wypiekiem i sprzedażą ciasteczek. Wszystkie produkty oczywiście mają odznaczać się jakością, aby nasi odbiorcy chętnie wracali i smakowali wypieków robionych wyłącznie na naturalnych składnikach. Mój cel to wybudować i stworzyć Dom Miłosierdzia. Mam wsparcie ze strony lokalnych władz, dzięki którym również udało mi się kupić ziemię. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości właśnie tam stanie ten Dom. Czekam na projekt.

I na to uzbieracie pieniądze ze sprzedaży ciasteczek?

– Oczywiście, że nie. Nie dalibyśmy rady. Jako Fundacja otworzyliśmy Restaurację – Malagę II. Całkowity dochód z restauracji przekazywany jest właśnie na budowę Domu Miłosierdzia. Chcę, aby to dzieło powstawało, trwało i rozwijało się nawet wtedy, gdy już mnie zabraknie. Myślę, że to będzie przepiękne miejsce dla osób samotnych, skrzywdzonych, opuszczonych przez bliskich. Na pewno znajdą w nim nie tylko schronienie i dach na głową, ale przede wszystkim miłość, opiekę i towarzystwo do końca swoich dni. Zawsze będą mogli liczyć na drugą osobę, zwłaszcza w tej najważniejszej godzinie przejścia.

Koncentruje się Pani na budowie Domu, ale nie odmawia pomocy innym.

– Rzeczywiście Dom jest naszym głównym celem. Jednak gdy widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy – pomagamy. Jako Fundacja organizowaliśmy wigilię dla seniorów, przygotowywaliśmy paczki dla ubogich. Oczywiście nie da się pomóc wszystkim, ale zawsze towarzyszy mi myśl św. Teresy – „Pomagaj tym, kogo dzisiaj stawia Ci Bóg na drodze”. Czy to będzie chore dziecko, czy alkoholik czy ktoś kto nie ma na chleb – pomagamy. Jesteśmy otwarci na cierpienie i potrzeby drugiego człowieka. Widok tej iskierki radości w oku osoby obdarowanej daje nam ogromne szczęście.

Prowadzi Pani dwie restauracje i Fundację – to duże wyzwanie. Ciasteczka również Pani piecze?

– Nie, na to już nie mam czasu, ale dbam o smak. Muszę zająć się administracją, zarządzaniem, zaopatrzeniem, dostawą. Samych spraw papierkowych jest bardzo dużo. Także cały dzień praca na wysokich obrotach. Niestety nie jesteśmy w stanie zatrudnić na przykład pracownika do kadr, bo generowałoby to dodatkowe koszty.

Wielofunkcyjność jest Pani domeną, więc pewnie i czas wolny umie Pani dobrze zagospodarować.

– Nie muszę wyjeżdżać na wczasy czy na dłuższy odpoczynek, co nie znaczy, że go nie potrzebuje. Mam czwórkę dzieci, wnuki, więc często czas wolny spędzam w gronie rodziny i to mi w zupełności wystarczy. Być może dla nich tego czasu ciągle wydaje się za mało, ale w miarę możliwości staram się zajmować wnukami i być dobrą babcią.

To skąd czerpie Pani energię?

– Obdarowywanie i pomoc innym daje mi niezwykłą siłę. Gdy wieczorem wracam do domu po całym dniu spędzonym na pracy, nie czuję zmęczenia. Sen daje mi wytchnienie i regenerację. Odpoczynkiem jest dla mnie dawanie siebie. Trzymam się blisko Boga, karmię się codzienną Eucharystią. Wszystko musi być harmonią ciała i duszy.

Kiedy może powstać Dom Miłosierdzia?

– Myślę i chciałabym, aby nie trwało to zbyt długo. W różny sposób zbieramy fundusze. Wszystko układa się w czasie, który jest zaplanowany z góry. Ja pokornie poddaję się temu. Ale też robię wszystko, co jest w zasięgu moich działań i możliwości. Całą resztę zostawiam Bogu.

Rozmawiała Ewa Lewandowska

Skip to content